Dzień siódmy – powracający (nie)pokój.

       Obudziłam się rano. Na sobie miałam wczorajsze ubrania. Musiałam przespać ten cały czas, stwierdziłam. Podniosłam się i przetarłam oczy. Chciałam sprawdzić godzinę na komórce, ale okazało się, że się rozładowała. Masz ci los. Podłączyłam ją do ładowarki, a godzinę sprawdziłam na budziku; ósma dziesięć.
       ~Puk! Puk!~ 
Zanim zdążyłam powiedzieć ,,proszę'' gość wszedł do mojego pokoju.
-Dzwonił do mnie Itachi, bo do ciebie nie mógł się dodzwonić. Przyjedzie po ciebie dziś o szesnastej. Mówił, że masz się ładnie ubrać i , że zabiera cię na jakieś wielkie rodzinne spotkanie.-wyjaśnił szybko.
-A może by tak najpierw dzień dobry?-zapytałam.
-Dzień dobry i do widzenia.-powiedział Sasori
       Wszedł tak szybko jak się zjawił. A tego co ugryzło?,pomyślałam. Czyżby ten porządek w pokoju go tak wkurzał? 
       Wstałam z łózka i wzięłam prysznic. Po chwili owinięta ręcznikiem stanęłam przed szafą myśląc co na siebie ubrać. Spojrzałam na kupioną miesiąc  temu sukienką. Nie założyłam jej jeszcze ani razu, więc będzie idealna na dzisiejszy wypad. Odłożyłam ją więc na łózko. Planów na przedpołudnie nie miałam, dlatego założyłam szare dresy i trochę przyduży T-shirt. Mokrawe włosy splotłam w dwa warkoczyki, tak by popołudniu były lekkie fale. 
       Zeszłam na śniadanie. Wczoraj nie zjadłam kolacji, więc głodna trochę mi dokuczał.
-Ohayo!
-Witaj Sakura.-przywitała mnie mama.
-Gdzie tata i Skorpion?-zapytałam.siadając do stołu.
-Chwilę temu pojechali na ryby. Wiesz, taki męski wypad ojca i syna. Nie będzie ich cały dzień.-odpowiedziała mi rodzicielka.
-Taa...-wgryzłam się w tosta.-A właśnie. Dzisiaj po południu przyjedzie po mnie Itachi.
-Wybieracie się gdzieś?-mama dosiadła się do stołu.
-Z tego co wiem to zabiera mnie na jakieś rodzinne spotkanie i mam się ładnie ubrać.
-Coś o tym słyszałam. Manaka mówiła mi, że rodzina Uchiha co roku organizują wielki rodzinny zjazd. Pojawiają się tam wszyscy przedstawiciele tego rodu. Jest to podobno bardzo ważne rodzinne święto dla Uchiha.-powiedziała mama.
-Dobrze wiedzieć.-rzekłam.
       Szybko skończyłam śniadanie i pomogłam posprzątać.
-Mamo?
-Tak.
-A ty co zamierzasz dziś robić? Chyba nie zostaniesz sama w domu...?
-Nie. Umówiłam się dziś z przyjaciółkami na babski wieczór. 
-Mam nadzieję, że bez sake.-powiedziałam opierając się o stół.
-Bez sake. Po ostatnim razie obiecałam sobie, że już nie wezmę alkoholu do ust przez jakiś czas-rozwiała moje obawy.
       Poszłam do pokoju. Nie maiłam konkretnych planów na najbliższe godziny. Zabrałam się, więc za zadania domowe. Zrobiłam matematykę, która o dziwo była łatwa i geografię. Z reszty przedmiotów albo nie było nic zadane, albo miałam już odrobione prace domowe. Spakowałam zatem do plecaka wszystkie książki potrzebne mi jutro w szkole. 
       Wzięłam do ręki kartkę, ołówek i z braku pomysłu zaczęłam rysować. Nie wyszło mi to, jednak za dobrze. Pobiegłam do salonu po zdjęcie moje i Skorpiona. To, na którym on był pogryziony przez mrówki i naburmuszony, a ja uśmiechnięta. Patrząc to na fotografie, to na kartkę zaczęłam odwzorowywać nasze postacie. Najpierw zrobiłam szkic ołówkiem, a potem wzięłam kredki. Obrazek nabierał kolorów bardzo powoli, ale jak coś robić to dokładnie.
       Po godzinie skończyłam. Wyglądało całkiem ładnie. Nigdy nie miałam wielkiego talentu do rysowania, ale zazwyczaj gdy się za coś zabierałam wychodziło mi. Schowałam rysunek do teczki. Z półki wzięłam książkę i poszłam do salonu. Mama krzątała się w kuchni robiąc zapewne jakieś ciasto. Rozłożyłam się wygodnie na kanapie i zaczęłam czytać. 
-Sakura!
-Tak?-zapytałam wciąż z nosem w książce.
-Jest piętnasta trzydzieści!-krzyknęła mama wychodząc z kuchni.
-Już?!-wrzasnęłam przerażona.-Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej?!-rzuciłam książkę i chciałam pobiec do pokoju gdy nagle mama zaczęła się śmiać.
       Spojrzałam na nią zdziwiona, a potem przeniosłam wzrok na zegar, który wisiał w salonie.
-Żartowałam kochamie.-uśmiechnęła się promiennie.-Chodź na obiad.
       Mama zniknęła w kuchni. Odetchnęłam z ulgą, bo była dopiero piętnasta. Wzięłam książkę i odniosłam ją do pokoju. Przy okazji otwarłam okno, aby się trochę przewietrzyło. Wróciłam do kuchni i usiadłam przy stole. Przed mną stała miska smakowicie wyglądającego ramen. Pachniało pysznie.
-Itadakimasu!-powiedziałam zabierając się za posiłek. 
       Smakowało tak jak wyglądało, czyli wspaniale. Zjadłam swoją porcję bardzo szybko. Nie sądziłam, że czytanie książki może wywołać taki głód.
-Może chcesz dokładkę Sakura?-zapytała mama.
-Nie, dziękuję.-rzekłam.
       Wstałam od stołu.
-Ja posprzątam Sakura. Ty idź się szykować.-rzuciła z uśmiechem.
-Okej.
Poszłam do swojego pokoju. Zdjęłam swoje ubrania i delikatnie ubrałam kremową sukienkę. Od pasa w dół układała się w delikatne falbany. Do góry natomiast była dopasowana. Nad piersiami kończył się materiał, a zaczynała koronka. Rękaw był trzy czwarte i też składał się z koronki. Zrobiłam sobie delikatny makijaż zwracając szczególną uwagę nad podkreśleniem moich oczu. Nałożyłam też na usta trochę błyszczyka. Rozplotłam moje warkoczyki. Włosy były delikatnie falowane i wyglądały dobrze. Jeszcze perfumy i gotowe. Spojrzałam w lustro zadowolona z efektu końcowego.
-Buty Sakura.-zwróciła mi uwagę mama stając w drzwiach.
-Racja.-uśmiechnęłam się z zamiarem przekopania szafy.
-Poczekaj. Mam coś dla ciebie.-podała mi pudełko. 
       Usiadłam na łóżku i otworzyłam kartonik. W środku znajdowała się para kryształowych szpilek na kilkucentymetrowym obcasie. Z zewnętrznej strony miały przymocowaną czarną kokardkę do paska.
-Kupiłam je kiedyś, ale są mi za małe, więc myślę, że na tobie będą leżały idealnie.-powiedziała mama.-Przymierz.
        Wyjęłam je z pudełka i założyłam. Wstałam z łózka i lekko się zachwiałam. Po przejściu kilku kroków chodzenia nie okazało się wcale trudne, a buty pasowały idealnie.
-Ślicznie wyglądasz Sakura.-powiedziała posyłając mi promienny uśmiech.
-Dziękuję.
~Dzyń-dzyń.~
-Ja otworzę.
-To już tak późno?-zdziwiłam się patrząc na zegarek.- O kurczę.
        Była za minutę szesnasta. Szybko wrzuciłam do czarnej, prostej kopertówki telefon, błyszczyk, chusteczki i kilka innych drobiazgów. Powoli zeszłam na dół. Chodzenie w szpilkach po schodach to prawdziwe wyzwanie dla mnie. O dziwo się nie wywaliłam. Weszłam do salonu, w którym mama pouczała Itachi'ego, o tym jak ma się zachowywać i, o której odstawić do domu. Gdy tylko się pojawiłam zostawiła nas samych. Itachi z tajemniczym uśmiechem podszedł bliżej mnie. Wyglądał świetnie. Miał na sobie czarny garnitur i białą koszulę rozpiętą u góry. Włosy jak zwykle związane w kitkę. Czułam, że mam nogi z waty.
-Cześć.-odezwał się.
-Hej.
-Ślicznie wyglądasz.-powiedział obejmując mnie delikatnie w pasie.
-Tylko tyle masz mi do powiedzenia?-zapytałam z lekkim wyrzutem.
-Przepraszam.
        Po tych słowach złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
-Powiedzmy, że ci wybaczam.-uśmiechnęłam się lekko.
        Z progu drzwi usłyszeliśmy lekkie chrząknięcie.
-To my się już będziemy zbierać mamo.-powiedziałam.
-Do widzenia pani.
-Do widzenia Itachi. Pamiętaj co ci mówiłam.-dodała na koniec.
-Pa mamo!-krzyknęłam wychodząc.-Co ty się tak podlizujesz?-zapytałam gdy szliśmy do jego auta.
-Lepiej mieć kilka punktów u twoich rodziców.. tak na wszelki wypadek.-odpowiedział.
-Wszelki wypadek? Wiesz ty co?
        Uśmiechnął się i otworzył mi drzwi od brązowozłotego Audi. Po chwili znalazł się na miejscu kierowcy i ruszył. Przez dłuższy czas się do siebie nie odzywaliśmy. Z radia leciała cicha muzyka, która wypełniała ciszę. Patrzyłam na drogę starając się odgadnąć dokąd jedziemy, ale po opuszczeniu Tokio się zgubiłam.
-Gdzie tak właściwie jedziemy?-spytałam patrząc na niego.
-Do rodzinnej posiadłości Uchiha za Tokio. 
-Rodzinny zjazd?-zadałam kolejne pytanie.
-Tak. Skąd wiesz?
-Mama mi coś tam wspominała.-mruknęłam wracając do oglądania krajobrazu za oknem.
      Słońce powoli zamierzało schować się za horyzontem. Niebo przybierało kolory od żółtego, pomarańczowego i czerwonego po fiolet, róż i ciemniejszy błękit. Jechaliśmy już niecałą godzinę. Przyznam, że chciało mi się troszkę spać. Przymknęłam powieki na chwilkę.
-Nie zasypiaj. Już nie daleko.-powiedział Itachi.
       Miał rację. Już po kilku minutach byliśmy na miejscu. Uchiha zaparkował niedaleko domu obok jakiegoś drzewa. Pomógł mi wysiąść i poprowadził. Dom nie był wcale duży i to wydało mi się dziwne. W porównaniu do wielkiego pięknie oświetlonego ogrodu na tyłach, który można było dostrzec wydawał się mały. Był biały i wykończony brązowymi dodatkami z drewna. Wyglądał trochę jak mały wiejski domek w trzykrotnym powiększeniu. Przed drzwiami wejściowymi na schodach stały dwie kolumny w stylu nowoczesnym, ale widać było, że są wzorowane na stylu jońskim. Weszliśmy do środka. 
       Na samym początku zostałam przywitana przez gospodarzy przyjęcia, czyli rodziców Itachi'ego. Zawsze ich lubiłam. Mimo, że ojciec czasami wydawał mi się surowy, a jego żona z zupełnie innego świata to oboje byli bardzo mili i życzliwi.
       Początek przyjęcia jak to zazwyczaj bywa był nudny. Musiałam poznać prawie całą rodzinę Uchiha i zapamiętać jak najwięcej imion, bo nazwiska wszyscy mieli prawie takie same. Potem Fugaku Uchiha i najstarszy członek rodziny wygłosili przemówienie. W sumie nie było nudne. Jak na przemówienie oczywiście. Pod koniec Itachi zabrał mnie na zewnątrz. 
-Postaraj się mnie nie zabić.-powiedział.
      Spojrzałam na niego zszokowana. O co mu chodzi?, pomyślałam.
-Niczego nie obiecuję.-odparłam lekko drżącym głosem.
       Brunet poprowadził mnie w głąb tego wielkiego ogrodu. Alejki, którymi szliśmy oświetlone były małymi lampkami. wyglądało to bardzo ładnie i romantycznie. Szkoda tylko, że wydarzenia nie zapowiadały się miło i romantycznie. Takie miałam przeczucie.
       Po chwili znaleźliśmy się jak mniemam w samym środku ogrodu, który tworzył istny labirynt. Znajdowała się tam podświetlana fontanna, z której wypływająca woda przybierała różne kolory. Obok niej, lekko w cieniu stała jakaś postać. Światło w tamtym miejscu było bardzo słabe i ledwo dostrzegłam, że to kobieta. Powoli ruszyła w naszym kierunku. Z każdym jej krokiem odkrywałam nowe szczegóły. Była blondynką ubraną w prostą, czarną sukienkę na ramiączkach. Miała czerwone szpilki. W ciemnościach zauważyłam jeszcze jej błękitne oczy.
-Cześć.-przywitała się gdy podeszła już wystarczająco blisko bym mogła ja rozpoznać.
-I-ino?-z trudem przeszło mi to przez gardło.
-Szkoda, że sam jej nie powiedziałeś, Itachi.-zwróciła się do bruneta.
,,.Sama się dowiesz w swoim czasie. Do jutra!..'' 
,,.I tak niedługo pewnie się dowiesz, dlaczego nie mogę cię zniszczyć...''
,,..Postaraj się mnie nie zabić.''
       Co to wszystko ma znaczyć? Itachi i Ino się znają? Zrobiłam kilka kroków do tyłu i popatrzyłam na nich bez uczuć. O co tu chodzi?
-Długo mam jeszcze czekać aż wyjaśnicie mi co to ma znaczyć?-starałam się nie okazywać emocji.
       Gdybym puściła wodzę nad nimi pewnie zaczęłabym krzyczeć, a ja muszę zachować spokój. Musze myśleć racjonalnie.
-Pamiętasz jak mówiłam ci wczoraj, że nie mogę cię zniszczyć?-Ino odezwała się pierwsza.-To, dlatego, że jesteś dziewczyną Itachi'ego.
-A co to ma do rzeczy?-przerwałam jej.
        Też mi sensowny powód.
-Itachi i ja jesteśmy kuzynostwem trzeciego stopnia. I cały problem leży w tym, że moja rodzina firma ma kłopoty. Ostatnio dzięki gotówce Uchih'ów jest dużo lepiej. Mój ojciec nie chce z nimi jakichkolwiek konfliktów, bo boi się, że przestaną przesyłać pieniądze, dlatego nie mogę ci nic zrobić, bo ty już praktycznie jesteś dla Uchih'ów jak rodzina. Jest to taka niepisana zasada.  Proste nie? 
-Wiedziałeś? Od samego początku wiedziałeś?-zapytałam bruneta.
       Skinął głową. 
-Świetnie!
       Po prostu świetnie. Czemu zawsze muszę żyć pośród jakiś kłamstw i intryg? I jeszcze okazuje się, że prawie nic nie wiem o ludziach. Takie to życie kłopotliwe!
       Poprawiłam lekko ręką włosy. Wzięłam głęboki wdech. Potrzebowałam teraz tylko samotności. Szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Weszłam w labirynt. Z obawy, że się zgubię starałam się zapamiętywać zakręty i jakieś charakterystyczne cechy, ale po chwili miałam to już gdzieś. Skręciłam w prawo, lewo i znów lewo. Wyszłam z labiryntu, ale... znajdowałam się z drugiej strony, na samym końcu. 
       Nie szkodzi, pomyślałam. Przede mną roztaczał się piękny widok. Horyzont ciągnął się prawie bez końca. Na jego linii dostrzegłam migoczące światełka. Z pewnością to było Tokio. Na niebie świeciło tysiąc gwiazd. Tylko na zachodzi słońce roztaczało ostatnie zachodzące promienie w kolorze czerwieni. 
       Wzięłam kilka głębokich wdechów.
-Na co ty liczyłaś Haruno?-zapytałam sama siebie.-Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć, że w życiu zawsze pojawiają się nowe przeszkody i niespodzianki. Ach...
       Stałam wpatrując się w niebo. Gwiazdy wyglądały dziś naprawdę pięknie. Noc była nawet ciepła, ale wiał chłodny wiatr. Zaczęłam żałować, że nie wzięłam kurtki lub choćby sweterka gdy poczułam na swoich ramionach coś ciepłego. Odwróciłam się napotykając spojrzenie Itachi'ego. Poprawiłam sobie lekko jego marynarkę.
-Sakura...-zaczął dość niepewnie.
       Zastanawiałam się przez chwilę co chciał mi powiedzieć, jakie tłumaczenia wymyślił, ale nie chciałam tego słuchać. Jeśli zdecydował mi się nie mówić, że Ino to jego kuzynka, w porządku. Uszanuję to.  Będę dziś bardzo wyrozumiałą dziewczyną Itachi'ego Uchihy.
-Jeśli chcesz jeszcze sobie pożyć Uchiha to lepiej nic nie mów tylko mnie przytul.-powiedziałam.
       Bez słowa mnie objął. Uśmiechnęłam się lekko przymykając oczy. Jestem gotowa na nowe wyzwania, pomyślałam wtulając się mocniej w jego ramiona.

~KONIEC~

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

W ten grudniowy dzień gdy za moim oknem pada deszcz zamiast śniegu postanowiłam zakończyć ,,Siedem Dni''. I musicie mi to wybaczyć, ale chyba się rozpisze. :P

Wyniki ankiety ,, Czy mam założyć kolejnego bloga?'
7 głosów-Tak
1 głos-Rób co chcesz
0 głosów-Nie.

Cieszy mnie to i powiem Wam, że zamierzam założyć kolejnego bloga.  W przyszłości. 
Jakiś plan już mam, ale ze względu na naukę, za pisanie zabiorę się prawdopodobnie dopiero w ferie zimowe, a może nawet podczas zbliżających się świąt. 
Wracam, jednak do tego bloga.
Cieszę się, że udało mi się doprowadzić go do końca. 
Mam wrażenie, że nie takiego zakończenia się spodziewaliście, ale moja wyobraźnia mówiła mi, że tak powinno ono wyglądać. Jeśli Was zawiodłam to przepraszam.

 Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali ze mną do końca.
Jesteście kochani!  


                                                                                                                   ~ Anika-chan